niedziela, 27 sierpnia 2017

Chapter 7

Louis

Rano obudziłem się z typowym dla mnie ADHD. Pognałem pod prysznic i darłem się na cały głos w czymś co w oryginale było piosenka. Ubrałem szybko w białą koszulkę z flagą USA, kurtkę dżinsową i czarne spodnie, a do tego swoje ulubione buty. No dobra przyznaje się, to były jedyne buty, które były czyste, bo reszta triumfowała w błotnych efektach uzależnienia od gry w nogę. Dzisiejszy dzień był dosyć zimny, ale słoneczny, dlatego nie ubrałem nic poza tym.
Wziąłem swoja czarną torbę i podekscytowany jak nigdy pognałem do auta przy okazji zaglądając do słodko śpiących bliźniaczek. Włożyłem torbę do bagażnika i uruchomiłem silnik. Odpalił z efektownym pomrukiem za pierwszym razem. Brama otworzyła się przede mną automatycznie po naciśnięciu odpowiedniego guzika w samochodzie. Już po chwili gnałem odrobinę, ale tylko odrobinę, za szybko w stronę domu Linnie. Zaparkowałem równo przy krawężniku przy jej domu. Starałem się uspokoić oddech, bo ten był przyspieszony jak po maratonie.
Po jakiś dwóch minutach drzwi otworzyły się, a zza nich wybiegła Linnie. Miała na sobie fioletowe spodnie, czarne botki i czarny wełniany sweter uszyty tak, że prześwitywała zza niego białą bokserka. Długie blond włosy rozpuściła. Na chwile przestałem oddychać, gdy niepewnie się do mnie uśmiechnęła wchodząc do auta.
- Cześć - powiedziała nieśmiało.
- Hej - wydukałem.
- Możesz już ruszać? Bo mojemu bratu średnio się spodobał ten pomysł i zapewne, gdyby nie był w samych spodniach od piżamy w różowe słoniki to wybiegłby za mną - odparła nieco skołowana. Lekko zachichotałem na tą myśl.
- Już ruszam. To pokieruj mnie w stronę domu Emily.
Ruszyłem. Dotarliśmy pod dom przyjaciółki Linnie w przyjaznej ciszy. Tamta wyszła z domu sekundę przed tym, gdy się zatrzymałem. Pewnym siebie krokiem wyszła z domu jak zwykle zadziwiając mnie tym, że najpierw widzisz jej włosy, a dopiero potem całą resztę. Jakby hajtnęła się z Harrym to ich dzieci miałyby największe afro jakie kiedykolwiek widziała Ziemia. Nie wiem dlaczego o tym pomyślałem. W sumie nawet by do siebie pasowali. Harry przestałby być przy niej takim szowinistą.
Emily otworzyła sobie tylne drzwi i z podejrzliwą miną wślizgnęła się na tylne siedzenie.
- Hej debilu - powiedziała nie zmieniając wyrazu twarzy.
- Emily!
- Spoko - zaśmiałem się lekko ruszając do szkoły. - Słyszałem gorsze obelgi pod swoim adresem.
- Ja się dopiero rozgrzewam - zagroziła marudna pasażerka.
- Matko… - mruknęła Linnie. Na jej policzkach zakwitły różowe rumieńce. Kąciki moich ust same powędrowały do góry na ten widok.
- Możemy po drodze wstąpić do jakiegoś sklepu? Umieram z głodu - Emily pochyliła się do przodu z prawie uroczą minką jednak wciąż zdystansowana w stosunku do mnie.
- Ty zawsze umierasz z głodu - prychnęła Linnie.
- A ty zawsze zachowujesz się jakbyś miała kij w…
- Błagam Em… - przerwała jej. Ta tylko prychnęła i ponownie zapytała o podwózkę do sklepu.
- Jeśli sprawi to, że będziesz szczęśliwa… - wzruszyłem ramionami.
- Więcej niż szczęśliwa. Przestane cię nie cierpieć i awansujesz na ‘nie lubie cię’ - mruknęła.
Podjechaliśmy pod jakiś mały sklep. Emily dosłownie do niego wbiegła. Dziewczyna miała apetyt co najmniej jak Niall. Co najmniej.
Ja i Linnie zostaliśmy w aucie. Obróciłem się trochę na siedzeniu, żeby być twarzą do niej.
- Ładnie wyglądasz - wypaliłem. Spuściła wzrok. Chyba poczuła się troche nieswojo przez mój komplement. Wydawało mi się jednak, że chodziło o to, że nie była do nich przyzwyczajona, a nie o to, że to ja byłem jego autorem.
- Dzięki.
Moja ręka poruszyła się bez udziału woli i odgarnęła kosmyk jej włosów, który wpadł jej na twarz. Nasze spojrzenia się spotkały.
- Dlaczego zawsze zachowywałeś się jak skończony kretyn?
- Wow, walisz prosto z mostu - zachichotałem.
- Taki mam zwyczaj. - Uniosła nerwowo jeden kącik ust ku górze. - Odpowiesz?
- Jaaasne. Cóż… Myślę, że łatwo zgrywać twardziela i przygłupa, gdy jest się w grupie podobnych przygłupów i tatusia, który zapłaci za szkody. Z tym, że tak naprawdę nie byli moimi prawdziwymi przyjaciółmi. Może poza Harrym
Zamilkła. Szkoda, byłem ciekawy co na to powie. Wyjrzałem przez okno. Nagle poczułem na swojej ręce jej dłoń. Spojrzałem na nią lekko zdziwiony. A, i puls mi przyspieszył…
- Cieszę się, że teraz jesteś normalny.. - zawahała się. – Ale musisz wiedzieć, że nie jest mi łatwo z tobą przebywać, bo… Po prostu troche się boje - wyznała szczerze.
- Nie bój się mnie, nigdy nic ci nie…
- Matko jaka tam była kolejka! - powiedziała Emily wchodząc z rozmachem z siatką do auta przerywając mi w połowie zdania.
Linnie gwałtownie zdjęła swoją dłoń z mojej ręki jak oparzona. Spojrzałem na nią katem oka. Jej policzki znowu się zaczerwieniły.
- Jedziemy? - zapytała Emily z ustami pełnymi słodkiego rogalika. Walczyłem z uśmiechem na ten widok. Trochę szkoda, że będę musiał przejść samego siebie, żeby mnie polubiła, a i to nie daje mi pewności, że mi się uda tego dokonać. Ale zależało mi na tym, żeby obie się do mnie przekonały. Chciałem się odciąć od tego kim byłem.
Odpaliłem silnik i dosłownie po chwili byliśmy już na parkingu szkolnym. Miałem wrażenie, że wszyscy się na nas gapią. Emily zgarnęła po drodze jakaś nauczycielka.
- Ciekawe co tym razem zrobiła - zastanawiała się Linnie. Zachichotałem pod nosem.
- Jej wyczyny są znane chyba każdemu w tej szkole. W pyskowaniu pokonałaby nawet Zayna. - Uniosłem jeden kącik ust ku górze.
- Właśnie! Mówiąc o świętej piątce, Harry do mnie zadzwonił i powiedział, że…
- A skąd on miał twój numer?! - oburzyłem się.
- Mogłabym ci zadać to samo pytanie Tomlinson. - Uniosła brew. Ups.
- Dobra, wiec zadzwonił i…
- Powiedział, że nażarł się boczku i potrzebuje weterynarza, bo jego mama niedługo przyjdzie – powiedziała nieco skołowana. Wybuchłem śmiechem. Cały Styles.
- Debil się schlał. - Przewróciłem oczami. Wydaje mi się, że to wiele jej wyjaśniło.
- Zapewne masz racje zważywszy na to, że było już sporo po 3 w nocy.
- Mówiłem, że debil. - Uśmiechnąłem się.
Odprowadziłem ją pod samą klasę jak ostatnio. Odetchnąłem z ulgą, gdy weszła już do klasy i nie zadała znowu tego cholernego ‘dlaczego?’ Co miałbym jej odpowiedzieć?
Na pierwszej lekcji nauczyciel rozdał nam ulotki dwudniowej wycieczki. Jechały na nią chętne osoby z 1 i 2 klasy. Brzmiało to interesująco. Wycieczka miała się odbyć za dwa tygodnie. A gdyby Linnie też pojechała? Poczułem, że na usta wypływa mi szeroki uśmiech. Chłopak siedzący obok mnie spojrzał na mnie dziwnie. Jakby nigdy nie planował uwiedzenia koleżanki! Zrobię wszystko, żeby dostrzegła, że nie jestem tylko tym bogatym dupkiem. Że w środku jestem człowiekiem i zrobię wszystko, żeby mi wybaczyła i pozwoliła sobie wynagrodzić to wszystko.

środa, 9 sierpnia 2017

Chapter 6

Louis


To głupie jak jeden dzień może zmienić człowiekowi cale życie. Jeszcze w poniedziałek byłem całkowitym dupkiem i było mi z tym dobrze. Lubiłem to, że ludzie bali się mnie i moich przyjaciół. Miałem poczucie wyższości i te sprawy. A teraz? Teraz mam ochotę walnąć głową w ścianę za to, że taki byłem.
Byłem przerażony, gdy zobaczyłem jak w Linnie uderza samochód. A potem ta krew. To wszystko zaszło za daleko. Dlatego powiedziałem chłopakom, że z tym skończyłem. Nie pytali z czym, doskonale wiedzieli o co mi chodzi. Tylko, że gdy już pozwoliłem sobie zwrócić uwagę na jakąś dziewczynę po Hannah okazało się, ze prawdopodobnie znów wpadłem w te same sidła tylko zastawione przez inną osobę. Już po pierwszej rozmowie z nią w szkole zacząłem odczuwać te cholerne, przysłowiowe ‘motyle w brzuchu’. A gdy skończyła się lekcja nie mogłem się powstrzymać i pobiegłem pod jej klasę. Zdałem sobie sprawę z tego, że to wszystko zaczęło się już wcześniej. Bo niby skąd miałbym wiedzieć gdzie kończy się jej pierwsza lekcja? Zawsze po mojej pierwszej lekcji przechodziłem tym korytarzem. I ukradkiem, nie całkiem świadomie, przyglądałem się jej. Gdyby nie ten cały wypadek nigdy nie zdałbym sobie z tego sprawy. Już do końca dnia czekałem na nią pod klasą, nosiłem jej książki i usilnie starałem się wymyślić jakiś temat do rozmowy. Ale przeceniłem swoje możliwości, bo przez większość czasu milczeliśmy. Jeszcze nigdy w życiu nie bylem tak spięty przy dziewczynie. Nawet przy Hannie. Najgorsze było to, że nie miałem u nich żadnych szans. Żadnych. Przeze mnie prawie zginęła. Sama myśl o tym sprawiała, że czułem do siebie obrzydzenie.
A potem zobaczyłem jak wsiada na motocykl z tym starszym od siebie chłopakiem. Uśmiechała się do niego w taki sposób w jaki do mnie się jeszcze nigdy nie uśmiechnęła. Byłem zazdrosny. I nie podobało mi się, że ten facet jest taki stary. Miał z 20 lat, a Linnie dopiero 16!
Z pochmurną miną ruszyłem w kierunku swojego auta. Odpaliłem silnik i pojechałem w kierunku swojego domu. Brama otworzyła się przede mną dzięki guzikowi w aucie. Wjechałem i zaparkowałem auto obok porsche matki i jaguara ojca. Brama zdążyła się automatycznie zamknąć. Wszedłem do domu. Poszedłem od razu do swojego pokoju. Lottie, Fizzy i bliźniaczek jeszcze nie było. Położyłem się na łóżku.
O czymkolwiek bym nie myślał cały czas miałem przed oczami twarz Linnie. Tak bardzo mi zależało na tym, żeby mi wybaczyła. Poza tym czułem się odrobine samotny bez Liama, Nialla, Zayna i Harrego. No właśnie, Styles. Może skoro przeprosił Linnie to będą z niego jeszcze ludzie? Miałem taką nadzieje, bo to właśnie on był moim najlepszym przyjacielem. Żałowałem, że przyjaźń naszej piątki zmieniła się (dosłownie) w terror.
Wyjąłem z kieszeni zwitek papieru, na którym zapisałem sobie numer telefonu Linnie. Nawet nie chciałem myśleć o tym ile godzin kombinowałem, żeby go zdobyć. Patrzyłem na niego przez dobry kwadrans. Wyrył mi się już tak dobrze w pamięć jak własne nazwisko czy adres. Telefon w mojej kieszeni wydawał się cięższy niż zwykle.
Zadzwonić? A może uzna mnie za desperata? Albo co gorsza, rozłączy się gdy się zorientuje, że to ja dzwonie? A poza tym o czym miałbym z nią niby gadać? Przecież…
- Louis! Jesteś w domu? - Usłyszałem jak woła mnie Lottie.
- Tutaj! - zawołałem.
Po chwili przybiegła do mnie z groźną miną. Od czasu tego wszytskiego była na mnie najeżona jeszcze bardziej niż zwykle. Nie ma to jak młodsza siostrzyczka…
- Byłeś dzisiaj dla niej miły? Tylko mi nie kłam!
Położyła ręce na szczupłych biodrach i zmrużyła oczy. Jej długie blond włosy wpadały jej na twarz, ale ona zignorowała to kompletnie.
- Tak bylem mamo. Nosiłem jej książki i starałem się z nią rozmawiać.
- Tylko tyle? - uniosła wysoko brwi. - Nie odprowadziłeś jej do domu? Wiesz, że w życiu nie wynagrodzisz jej tego wszystkiego, a ty nawet nie mogłeś jej odprowadzić do domu?! A jakby twoi cudowni przyjaciele chcieli się zemścić?
- Nie odprowadziłem jej, bo odjechała z jakimś starym harleyowcem - burknąłem.
- Starym?
- No wyglądał na 20 lat!
Spojrzała na mnie, po czym parsknęła śmiechem. Starałem się przybrać godną minę, ale w obecnej sytuacji było to nieco trudne.
- No nie sądziłam, że cię kiedyś znowu trafi! - zachichotała. Usiadła na brzegu mojego lóżka, które aż się zatrzęsło od siły jej śmiechu. – Chciałam, żebyś był dla niej miły, ale teraz wiem, że na pewno byłeś więcej niż to. - Przewróciła oczami.
- O co ci chodzi?
- Jesteś zazdrosny!
Możecie mi wyjaśnić dlaczego kobiety, a szczególnie młodsze siostry, są takie cholernie spostrzegawcze? Nie zdradziłem się słowem, a ta i tak wywnioskowała swoje.
- Wcale nie jestem - broniłem się.
- To może nawet ułatwić sprawę. Słuchaj, Linnie była ze mną na obozie w poprzednie lato i bardzo mi zależy na tym, żeby nie zmieniła o mnie zdania przez takiego pajaca jak ty…
- Hej!
- …bo to naprawdę fajna dziewczyna. Dlatego musisz jej udowodnić jakim w rzeczywistości fajnym facetem jesteś. A nie tym kretynem, którego przy wszystkich odstawiasz. Poza tym po tej całej Hannah zasłużyłeś na kogoś takiego jak Linnie. Tylko, że to niestety zepsułeś, bo prawie ją zabiłeś. Więc bierz dupę w troki i napraw to gnojku.
Wyszła energicznie kołysząc biodrami. Nie ma to jak siostra wchodząca w okres dojrzewania. Koszmar.
Wystukałem z pamięci numer Linnie i czując jak serce mi przyspiesza nacisnąłem zieloną słuchawkę. Jeden sygnał. Drugi sygnał. Trzeci sygnał. Czwa…
- Słucham? - Usłyszałem jej glos. Serce na chwile mi stanęło. No świetnie. Na serio mnie wzięło.
- Cześć, tu Louis - wydukałem.
- O, hej… Skąd masz mój numer? - Była zaciekawiona. Zaciekawiona. Nie przerażona.
- Wbrew pozorom nie tak trudno go zdobyć. - Starałem się ukryć stres marnym żartem.
- Zapomniałam, że ty nie jesteś zwykłym człowiekiem. Ty jesteś Tomlinson – powiedziała, a jej głos ociekał sarkazmem.
- Wreszcie znalazł się ktoś kto to rozumie!
Zachichotała. Starałem się zapisać ten dźwięk w pamięci. Doprowadziłem ja do śmiechu. Nie powinno mnie to aż tak cieszyć. Przecież to nic niezwykłego. Co ja się oszukuje.
- Jak tam się czujesz? - Starałem się nie brzmieć zbyt nachalnie.
- W porządku. Caleb dal mi jakieś tabletki, które w odróżnieniu od Tylenolu naprawdę pomogły.
Caleb? Czy to ten jej chłopak? Znowu poczułem, że robie się zazdrosny. Zanim zdążyłem się jej o to zapytać kontynuowała.
- Caleb to mój brat tak w ogóle. Czasami traktuje mnie jak małe dziecko - westchnęła.
- Czy to on cię dzisiaj odwoził? - zapytałem zanim zdążyłem się opanować. Albo zatynkować usta, założyć na nie kłódkę, a klucz wyrzucić daleko w…
- Taaak… Czemu pytasz?
Wewnętrznie odtańczyłem dziki taniec radości. Wstałem i zacząłem się przechadzać po pokoju, bo miałem za dużo energii. To nie jej chłopak!
- Widziałem was jak wychodziłem ze szkoły. Zwróciłem na was oczywiście uwagę, bo jego maszyna robiła sporo hałasu - wyplatałem się.
- Aha. Cóż, mój brat aż za bardzo lubi szpanować… Zamknij się Caleb, może kłamie co?! Przepraszam, brat się wcina - mruknęła.
- Spoko.
I nagle zapadła cisza. I to nie jedna z tych przyjemnych. Ta była nerwowa i spięta. Wymyśl jakiś temat do cholery!
- Zastanawiałem się…
- Tak? - Omal nie stchórzyłem.
- …czy nie zechciałabyś się załapać jutro na podwózkę do szkoły? Oczywiście Emily tez może pojechać jeśli byś chciała.
Czekałem w napięciu 5 najdłuższych sekund w moim życiu. W końcu usłyszałem jej zaskoczony głos.
- Wciąż nie wiem dlaczego to wszystko robisz, ale okej. Bądź pod moim domem o 7:45. Tylko nie spodziewaj się, że staniesz się teraz moim przyjacielem Louis. Wciąż pamiętam kim jesteś i wszystkie rzeczy, które zrobiłeś mi i innym.
I się rozłączyła. A ja opadłem na łóżko nie dowierzając, że to się stało. Jej ostatnie słowa mnie zabolały, ale to nie miało znaczenia. Zgodziła się, a Caleb był jej bratem. Nie mogłem być bardziej szczęśliwy.