sobota, 1 lipca 2017

Chapter 1

Linnie
Zaczęłam się stresować jeszcze zanim weszłam do sali chemicznej. Zajęcia dodatkowe z chemii przy moim niepojętnym antychemicznym mózgu  były jeszcze gorsze przez to, że Louis Tomlinson na nie chodził. Chociaż nie wiem po co skoro był geniuszem chemicznym i gdyby tylko chciał mógłby wysadzić szkołę tylko przy użyciu zestawu ‘młodego chemika’. Louis należał do tak zwanej „świętej piątki” w mojej szkole. Byli to najpopularniejsi i najbogatsi chłopacy w szkole. Potrafili uprzykrzyć ci życie bardziej niż całe zło świata. I zawsze wszystko uchodziło im na sucho, bo ich ojcowie płacili krocie za milczenie nauczycielom i rodzicom poszkodowanym. Inaczej pewnie by już siedzieli w poprawczaku.
Znając Louisa i moje szczęście dzisiaj przed dzwonkiem udowodni słuszność swojej wysokiej pozycji w świętej piątce. Gdy weszłam do sali on tam już siedział.
A i należałoby wspomnieć, że cała piątka wygląda jak greccy bogowie. Bo przecież sam fakt, że byli tymi złymi nie wystarczył. Jeszcze dodatkowo musiały na nich lecieć wszystkie te wariatki, które lubiły niegrzecznych chłopców. Czyli jak się okazuje niemal cała żeńska część szkoły.
Błagając w duchu o niewidzialność przemknęłam do ostatniej ławki. Emily, moja przyjaciółka już tam na mnie czekała. Przywitałam się z nią serdecznie, a chwile potem zadzwonił dzwonek na lekcje. Do sali wszedł nauczyciel, który do złudzenia przypominał gajowego w Hogwarcie, więc wszyscy nazywali go po prostu Hagrid. Sądzę, że niektórzy nawet nie wiedzieli jak naprawdę ma na nazwisko.
- Dzień dobry uczniowie. - Jego głos jak zwykle zadziałał na mnie lepiej niż leki nasenne. - Dzisiaj będziemy…
Dlaczego, gdy on mówił to słyszałam tylko ‘bla bla bla bla’?
Spróbowałam się skupić. Przesunęłam leniwie wzrokiem po całej klasie. W pierwszej ławce siedział Louis i Harry. Zastanowiło mnie to co ten drugi tu robi, bo widziałam go pierwszy raz na zajęciach. Gorzej być nie może.
Nagle Styles odwrócił się w moją stronę. Nasze spojrzenia się spotkały. Oblałam się rumieńcem i spuściłam wzrok. Zanim jednak to zrobiłam zdążyłam zauważyć cień zadowolenia na jego twarzy. Dupek. Rumieniłam się przez większość czasu, a nie przez jego ‘nieodparty urok’, o którym był tak święcie przekonany.
- Ej! Ziemia do Linnie! Robimy doświadczenie! Nie gadaj, że znowu odpłynęłaś…
Moja przyjaciółka przewróciła oczami. Wzruszyłam ramionami. Zdarzało mi się to często, więc nie było sensu protestować.
Dziewczyna zaczęła wybierać odpowiednie probówki z zestawu przygotowanych już wcześniej przez Hagrida substancji. Ja tylko przyglądałam się jej poczynaniom robiąc odpowiednio mądrą minę. Miałam nadzieje, że nauczyciel się na to nabierze. Nasza probówka zaczęła parować. Rozejrzałam się dookoła. Efekt był identyczny jak u reszty klasy.
- Dobrze, a teraz dodacie nieco substancji E, żeby zaobserwować jak zawartość waszej probówki przestaje dymić i przybiera charakterystyczny kolor… Nie Jameson, nie można tego pić - prychnął w odpowiedzi na pytanie Evana, który był na trzecim roku.
Emily sięgnęła po probówkę E i przygotowała się do połączenia tego wszystkiego. Mój wzrok przez przypadek zjechał na Louisa. Był odwrócony w naszą stronę, a na twarzy miał złośliwy uśmieszek. Wyglądał jakby na coś czekał tylko…
- Emily!
Było już jednak za późno. Nasza substancja zaczęła bulgotać, a z probówki zaczęło się wydobywać coś na kształt piany. Emily odrzuciła ją gwałtownie. Ta stłukła się na ziemi, a podłogę zaczęła pokrywać ciecz w całkowicie innym kolorze niż powinien nam wyjść. Do tego śmierdziała wstrętnym chemicznym zapachem. W klasie zrobiło się zamieszanie. Nauczyciel kazał nam wyjść. Obeszłam dokładnie mokra plamę na posadzce i zatykając nos wyszłam za reszta klasy. Zauważyłam tylko jak Harry i Louis przybijają sobie piątkę. Wiedziałam, że coś jednak zrobi. Nie mógłby się powstrzymać chociaż raz. Pewnie podmienił substancje. Nie mam pojęcia co wszyscy w nim widzą.
- Boże Linnie tak bardzo przepraszam, byłam pewna, że tam pisało E… - tłumaczyła się nerwowo moja przyjaciółka.
- To nie twoja wina. Tomlinson cos majstrował przy naszych probówkach - powiedziałam wściekła. Nawet nie próbowała udawać zdziwionej.
- Skąd wiesz? - zapytała tylko.
- Widziałam jak Tomlinson patrzy na nas złośliwie, gdy tylko Hagrid kazał nam połączyć to co już zrobiliśmy z substancją E. A po wyjściu z sali przybili sobie piątkę z Harrym.
- Jesteś czasami przerażająco spostrzegawcza. Albo… - Jej oczy błysnęły złowrogo.
- Albo co? - uniosłam jedna brew.
- Albo po prostu śledzisz Tomlinsona wzrokiem, bo ci się podoba! - oświadczyła rozbawiona.
- Ciszej! Chciałby, żeby taka dziewczyna jak ja zwróciła na niego uwagę. To pajac. A pajac zawsze będzie tylko pajacem. Nawet jeśli będzie seksowny. - Wzruszyłam ramionami.
- Uważasz, ze Louis jest seksowny? - Uśmiechnęła się triumfująco.
- To jest tylko obiektywna ocena!
- Jasne. - Przewróciła oczami.
- Wiesz, że podoba mi się Jake. Tomlinson mu do piet nie dorasta - zaczęłam się bronić chłopakiem, w którym zadurzyłam się już w pierwszym semestrze.
- A kiedy zamierzasz mu to powiedzieć?
- Planowałam tak około nigdy - prychnęłam.
Ta wzniosła oczy do nieba. Dopiero teraz zauważyłyśmy, że wszyscy się już rozeszli. Emily pożegnała się ze mną serdecznie i poszła do kozy, bo jak zwykle musiała komuś napyskować. Popełniała samobójstwo za samobójstwem jeśli chodzi o relacje z nauczycielami. Ale jakoś nigdy się tym nie przejmowała. Za to na mnie nauczyciele patrzyli z dystansem, bo obawiali się, że jestem taka sama. Trudno było o dwie tak różne osoby jak ja i Emily, ale jak miałam im to wytłumaczyć?
Poszłam do wyjścia, gdy odzyskałam swoją torbę. Gdy znalazłam się już na korytarzu na którego końcu były drzwi wyjściowe zobaczyłam najgorszy z możliwych widoków. Święta piątka w na tym samym korytarzu. Właśnie wychodzili, gdy usłyszeli moje kroki i odwrócili się zsynchronizowani jak w horrorze. Przypomniały mi się wszystkie okropności jakie o nich słyszałam, a także to czego już byłam świadkiem i czego zdążyłam doświadczyć podczas 8 miesięcy chodzenia z nimi do szkoły. Miałam przerywane.
- Hmm… My się chyba jeszcze nie znamy - powiedział Harry swoim niskim pociągającym głosem, który doprowadzał dziewczyny do szaleństwa. Był przystojny, to prawda. Ale nie kręcili mnie chłopacy, którzy zaliczyli połowę szkoły. To było obleśne.
- Nie, to ją i jakąś laskę oblaliśmy ostatnio wodą przed zajęciami fizycznymi. - Uśmiechnął się Liam zapewne przypominając sobie to zdarzenie. Mnie za to wcale nie było do śmiechu.
- Właśnie! - Zayn zarechotał. - To była taka wspaniała zabawa. Może zabawimy się znowu? Masz na imię…Linnie prawda?
Nie zdołałam wykrztusić chociaż słowa. Najgorsze było to, że nigdy nie wiadomo na co aktualnie mieli ochotę. Mogło skończyć się na wyzwiskach, a mogło… Przełknęłam ślinę.
- Taka ładniutka dziewczynka, pobawimy się? - odezwał się Niall.
Jego bałam się najbardziej. Głupi mięśniak. Ostatnio pobił jakiegoś pierwszaka, bo ten ostrzegł nauczyciela przed kolejnym głupim kawałem Louisa. Próbowałam się przecisnąć pod ramieniem Zayna. Ten w porę zagrodził mi drogę. Zaczęłam panikować. Poczułam się jak w klatce. Pierwszy raz pomyślałam, że może mam klaustrofobię, ale dopiero teraz zaczęła się ujawniać.
- No, no, no… Chyba nie chcesz nam zepsuć zabawy? - zakpił Zayn unosząc jedna brew do góry.
Zaczęłam się cofać w nerwowym odruchu. Ja krok w tył, oni krok w przód. Adrenalina mi skoczyła. Chciałam, żeby dali mi spokój. Nic im do cholery nie zrobiłam!
- Dobra chłopaki skończcie, przecież ona zaraz zemdleje ze strachu. - Louis wzniósł oczy do nieba. Nieoczekiwanie poczułam przypływ wdzięczności do tego chłopaka, mimo że w środku wciąż go nie lubiłam. Pozostała czwórka roześmiała się lekko po czym minęli mnie bez słowa.
Chyba w życiu nie czułam takiej ulgi.
Wybiegłam ze szkoły i dopiero kiedy byłam kilkaset metrów dalej poczułam się w miarę bezpiecznie. Nienawidzę tych kretynów, którzy myślą, że wszystko m wolno. Szczerze ich nienawidzę.
***

Wieczorem wychodziłam z Emily do kina. Miałyśmy spędzić sobie damski wieczór i wydać mnóstwo pieniędzy na jedzenie, czyli to co w każdym miesiącu. Chociaż robiłam to z ciężkim sercem, ale jednak perspektywa zjedzenia tego wszystkiego była zbyt kusząca. Chyba miałam na to zbyt słaby charakter, bo kiedy Emily robiła te swoje słodkie oczka to nie miałam żadnych szans.
Miałyśmy się spotkać przed kinem, bo Emily miała kupić jedzenie a ja bilety, bo w czasie kiedy ona będzie w sklepie, ja będę stała w kolejce, która na ogół zdawała się nie mieć końca.
Byłam może 3 minuty od kina, kiedy poczułam się obserwowana. Ufałam swojej intuicji, więc wiedziałam, że sobie tego nie wymyśliłam. Było już ciemno, więc dreszcz przeszedł mnie po plecach. Obróciłam się lekko i poczułam jak zalewa mnie fala nieprzyjemnego gorąca. Cała piątka w komplecie. Dlaczego takie rzeczy muszą się przydarzać zawsze mnie?
- Linnie! - wydarł się Harry.
Nie zamierzałam się zatrzymywać. Wręcz przeciwnie, przyspieszyłam odrobinę, żeby jak najszybciej znaleźć się w kinie. Obróciłam się ponownie akurat w momencie kiedy światła przejeżdżającego samochodu oświetliły całą grupę. Poczułam jak strach ściska mi żołądek kiedy zobaczyłam w ich rękach otwarte butelki piwa i to jak się zataczali.
Sądzę, że świat jest przeciwko mnie, bo akurat teraz ulica stała się praktycznie całkowicie pusta, nie licząc bezdomnego na przystanku.
- Linnie! Nie jesteś przezroczysta, widzimy cię - zachichotał Liam.
Wzdrygnęłam się i w jednej sekundzie podjęłam decyzję. W tym stanie chyba nie będą mogli zbyt szybko biec, prawda?
Pobiegłam sprintem, nie zastanawiając się nawet chwilę. Wiedziałam, że to im się nie spodobało i ruszyli za mną. Usłyszałam tupot ich stop i przekleństwa. Miałam przerypane. Nie obracałam się za siebie bojąc się, że mnie to spowolni. Widziałam już światła kina i uśmiechnęłam się lekko. Tam nic mi nie zrobią.
Nagle poczułam jak ktoś szarpie mnie za ramię. Krzyknęłam, bo zdałam sobie sprawę z tego, że to jeden z nich. Głośny śmiech mnie w tym utwierdził. Wyrywałam się ile sił i wypadłam na ulicę. Zza zakrętu wyjechał samochód, a światła oślepiły mnie do tego stopnia, że nie widziałam kompletnie nic. Usłyszałam pisk opon, ale było za późno, żeby kierowca zdążył wyhamować. Poczułam mocne uderzenie i przeleciałam przez maskę samochodu, spadając po stronie kierowcy na ramię, które zabolało mnie tak mocno jakby ktoś mi je wyrwał. Moja głowa uderzyła o ziemię, a przed oczami pojawiły się mroczki. Straciłam przytomność.
Ostatnie co usłyszałam to jak ktoś krzyczy ‘wiejemy!’ i ciche, uspokajające szepty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz